sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 15: Odległe wspomnienia.

 *Dla przypomnienia, kursywa to wspomnienia*


Można pomyśleć, że mam kołowrotek każdego ranka gdy się budzę, ale sądzę, że ciągle jestem pod wpływem alkoholu.
 

Z kacem większym niż wieża Eiffla, wiem, że ostatnia noc musiała być ostra.

Wspomnienia z zeszłej nocy są jak czarny ekran. Nic nie pamiętam.

Moją klatkę piersiową zakrywała ręką, a czyjaś głowa leżała naprzeciw mnie. Skrzywiłem się.

Nie lubię tego.

Jeśli już, to jest kurewsko niewygodne.

Ona nie mogła być taka dobra.

Usiadłem w końcu i uwolniłem się spod nagiej dziewczyny w moim łóżku, rozciągnąłem się, ale mój żołądek nie czuł się pewnie.

Zajęczała przez sen, a widok świeżych śladów bata na jej plecach sprawił, że mój kutas stwardniał trochę bardziej.

Cofam to co powiedziałem i uśmiechnąłem się głupkowato patrząc w dół na jej półnagie ciało. Tylko jej tyłek okryty był cienkim prześcieradłem.

Sprawdziłem godzinę na telefonie. Kurwa. Muszę ją obudzić, zanim domownicy wstaną.

Wezwanie dla niej taksówki było łatwe. Nie byłbym zdziwiony, gdyby firma wyrobiła mi kartę VIP. Prawie każdego dnia dzwonię po jedną.

Klepnąłem ją kilka razy w ramię, aż się poruszyła.

- Wstawaj. - rzuciłem gniewne spojrzenie.

Po chwili przebudziła się. Włosy w nieładzie, a makijaż rozmazany na twarzy.

Wygląda jakby płakała.

Ale nie obchodzi mnie to. Gdybym widział ją płaczącą, zlizał bym jej łzy.

Niewinne łzy dziwki.

Włożyłem bokserki i wziąłem mój portfel z szafki, po czym westchnąłem.

- Trzymaj. - bez słowa rzuciłem parę banknotów na łóżko. Szybko zgarnęła pieniądze i przestraszona włożyła ubrania, podczas gdy ja podpalałem papierosa.

Zanim mogła powiedzieć dziękuję, wysłałem ją na zewnątrz, zanim Yaser kurwa wstanie.

Ale była tak kurewsko głośna.

Zamknąłem drzwi wejściowe i wywróciłem oczami, gdy kurwa zobaczyłem głowę stojącą na szczycie schodów.

- Wszystko w porządku synu?

- Nie udawaj, że ci kurwa zależy. - wywróciłem oczami, a Yaser spojrzał w dół, gdy ja wchodziłem po schodach. Moja głowa bolała coraz bardziej z każdym pojedynczym krokiem, który zbliżał mnie do mojego zbawcy, mojego pierdolonego łóżka.

- O której godzinie wróciłeś do domu ostat...

- Jakie to ma znaczenie? Jestem tu teraz, czy nie?!

- Obowiązuje cie godzina policyjna, Zayn. Martwiliśmy się o ciebie.
 

- Mam 18 lat. Jestem pewien, że potrafię się sobą zająć. Jestem wystarczająco dorosły, by o siebie zadbać, tak czy inaczej. - wyraziłem swoje niezadowolenie. - Pozwól mi kurwa być mężczyzną.

Yaser westchnął, a ja minąłem go zirytowany.

- Proszę, odpocznij, synu. Dziś wieczorem idziemy na kolację do państwa Diamond wraz z kilkoma kolegami z mojej pracy.

- Wszystko jedno. - trzasnąłem drzwiami i rzuciłem się na łóżko. Ale nie mogłem zasnąć.
 

Jak już raz wstanę, to już wstanę na dobre.

Nie ma wyjścia, tylko sen mógł odciąć mnie od tej rzeczywistości, która była gorsza od pierdolonego piekła.

Westchnąłem zirytowany i odkręciłem kurek pod prysznicem na jeszcze wyższą temperaturę.


Gorący prysznic.

Kiedy wreszcie wyszedłem spod prysznica moje plecy były kompletnie odrętwiałe. Wytarłem lustro i spojrzałem na moje palące, czerwone plecy. Westchnąłem.

Mam popieprzone w głowie.

Chwyciłem butelkę wódki i wziąłem porządny łyk, to powinno mi pomóc zasnąć i pomoże, jeśli opróżnię tę i jeszcze połowę następnej.

Jedyną rzeczą, która mnie kurwa obudziła to Safaa i jej irytująco-pierdolona zabawka w drugim pokoju. Jest 9:30 rano, a ja w końcu znalazłem przyczynę rosnącego kaca.

Zawarczałem, gdy uświadomiłem sobie jak bardzo oślepiało mnie światło z rozchylonych zasłon, zakryłem się kocem.

Ktoś dobijał się do drzwi, zmuszałem się do wyjścia z łóżka. Zamiast tego złapałem wódkę, którą zostawiłem na szafce obok łóżka i wypiłem do dna.

Moje jedyne lekarstwo na kaca; więcej alkoholu.

- Zayn! - oh kurwa świetnie, Yaser. - Natychmiast otwieraj te drzwi!

- Tak, tak. - wywróciłem oczami i otworzyłem drzwi.

Otworzył je, zanim ja zdążyłem. Jestem zbyt wolny w swoich reakcjach, bo gdy drzwi ustąpiły butelka wypadła mi z ręki.

- Czego chcesz?! - patrzyłem na niego gniewnie.

- Co zrobiłeś z moim samochodem?! - gapił się na mnie.

- Jaki samochód? - uniosłem brwi i oparłem się o framugę drzwi.

Patrzył na mnie, a ja dałem mu możliwość, by pokazał jakiś ojcowski gest.
 

- Gdzie on jest?! Wiem, że to byłeś ty! Gdzie on jest?!

Potarłem moje biedne skronie. Gdybym tylko mógł uderzyć tego skurwiela w głowę, może wtedy przestałby krzyczeć.

- Jest gdzieś w Londynie. - wzruszyłem niedbale ramionami i trzasnąłem drzwiami, ale on zatrzymał je. Wywróciłem oczami i położyłem się z powrotem na łóżku.

Nawet nie wiem gdzie on jest. Muszę zadzwonić do Cody'ego i zapytać co się do kurwy działo ostatniej nocy, bo nic nie pamiętam.

- Gdzieś w Londynie. Co to za odpowiedź Zayn? Dlaczego tak się zachowujesz?! - usiadł na końcu mojego łóżka, ale zignorowałem to.

- Pozwól mi do kurwy spać. - wymruczałem zmęczony.

- Co zrobiliśmy źle?! - zapytał desperacko.

Przewróciłem oczami.

- Tak bardzo nas nienawidzisz?

- Yaser, po prostu wyjdź człowieku.

Westchnął i zostawił mnie na chwilę. Ale później usłyszałem jak wraca i ściągnąłem koc z wzrastającą irytacją, ale to była Waliyha.

- Czego chcesz?! - spojrzałem na nią, patrzyła w dół, prawie wystraszona.

- Ta-Tata powiedział mi aby dać ci aspirynę i wodę. - uśmiechnęła się nieśmiało i spojrzała w dół, gdy ja zmarszczyłem czoło. - Przepraszam.

- Wynocha z mojego pokoju.

Spojrzała ze smutkiem w dół. 


- P-przepraszam.

Ruszyła się, a ja na dźwięk zamykanych drzwi wziąłem aspirynę i połknąłem ją z odrobiną wódki.

Przez resztę dnia byłem sam by spać. Jak każdego dnia.

Powracam do życia w godzinach nocnych.

Martwy w dzień.

Nienawidzę ludzi.

Kurewsko ich nienawidzę. Jeśli mógłbym coś zrobić, chciałbym zabić każdą pojedynczą osobę, która kurewsko mnie irytuje.




***




- Zayn? - Victoria wchodząc do gabinetu wyciągnęła mnie z mojego zamyślenia. Przełknąłem i odłożyłem pióro na biurko.

- Um, idę do łazienki. Zrobię teraz test.

Ponownie przełknąłem. 


- Dobrze. - skrzywiłem się i z powrotem spojrzałem w dół, a ona westchnęła i zaczęła zbliżać się do mnie.

- Wszystko w porządku? - zapytała, a ja obróciłem krzesło, by na nią spojrzeć.

- Ja na prawdę wyrządziłem im krzywdę jak byłem młodszy. - wymamrotałem. Victoria zmarszczyła brwi.

- Moim rodzicom. - wyjaśniłem. - To znaczy, Yaserowi i Trish. - chwyciłem jej rękę i pociągnąłem w dół na moje kolana.

- Chcesz o tym porozmawiać?

Westchnąłem i pocałowałem jej policzek.- Może później.


- Kocham cię. - wyszeptała. - Jesteś bardzo silny.

Uniosłem brwi ze zdziwienia. Nie mogłem się z tym zgodzić.

- Kocham cię bardziej.

- Dobrze więc, muszę, no wiesz, pójść do damskiego pokoju.

Zrobiłem uśmiech, gdy ona zostawiła pocałunek na moich ustach.

- Wrócę. - wymruczała.

                                                                              


***



- Nie, wyglądasz przystojnie. - Trisha uśmiechnęła się nieśmiało, a ja skrzywiłem się.

- Wyglądam jak jakaś pipa.

Nienawidzę nosić smokingu.

- Hej, jesteśmy w domu Diamondsów. - powtórzyła Trisha. - Proszę, zachowuj się.

- Wszystko jedno. - wymamrotałem na jednym wydechu. 


Jos Diamond jest pierwszą osobą, która klepnęła mnie w rękę, by powstrzymać mnie przed wzięciem kieliszka wina, a ten gest kurewsko mnie zirytował.

- Ty musisz być Zayn. - przywitał się.

Teraz to właśnie tak wita się ludzi. Uderzając w rękę, gdy chcą sięgnąć po coś, czego pragną.

Przeniosłem swój wzrok na niego. Jedno spojrzenie na tego gościa i już go kurewsko nienawidzę.

- A ty jesteś? - odgryzłem się.

Oczywiście, że wiem kim jest ten facet, ale jeśli on jest takim arogantem i uderza kurwa moją rękę, mogę dać mu poczuć jego własnej medycyny.

- Dużo mądrzejszy niż ty. - uniósł brwi, prawie wyzywając mnie.

- Ale na pewno nie bystry. Gdybym był tobą, trzymałbym się z dala ode mnie. - spiorunowałem go wzrokiem, a on uniósł brwi ze zdziwienia, zanim Trisha kurwa przyłączyła się do rozmowy.

- Panie Diamond. Widzę, że poznał pan już mojego syna. - powiedziała prawie wystraszona, jakbym zrujnował szansę Yasera na jakikolwiek pierdolony biznes, który chce prowadzić.

- To ten chłopiec, którego macie na swoich barkach Trisha. - Jos założył najgorsze, a ja wywróciłem oczami. - Wygląda jak kłopotliwy typ.

- Oh, a może jednak jesteś bystry. W końcu masz w czymś rację.

- Zayn, synu. Dlaczego nie pójdziesz i nie dołączysz do twoich sióstr przy stole?

- One nie są moimi siostrami. - skrzywiłem się.

Trisha posmutniała, trochę rozczarowana. 


- Proszę, synu.

- Ja nawet nie chciałem tu być. - westchnąłem. - Przyszedłem. A teraz, mogę już wyjść?!

- Przepraszam. - uśmiechnęła się uprzejmie do tego dupka, a ja westchnąłem, gdy mnie odepchnęła. - Twój ojciec chce, żebyś został na obiedzie.

Przewróciłem oczami. 


- Nie chcę zostać. Wolałbym umrzeć niż tu zostać.

- Obiecałeś, że będziesz się zachowywał.

Wzruszyłem ramionami i spojrzałem z powrotem na tego dupka, który mnie wkurzył. W ręku trzymał kurewsko brzydką skałę.

Co jest w niej takiego dobrego?

Westchnąłem zirytowany. 


- Dobrze. Będę się zachowywać. - zadrwiłem.

Więc zamiast wtopić się w tłum ze wszystkimi w tym pieprzonym pokoju, zaciągnąłem się do mini baru, by zapić swoje smutki.

Mam tylko 18 lat i więcej problemów, niż kurwa człowiek w średnim wieku.

Mój terapeuta to oceniający sukinsyn i więcej do niego nie pójdę.

Skończyłem na wydaleniu ze szkoły za złapanie mnie na paleniu w pobliżu przedszkolaków i po bójce z największym samozwańczym liderem szkoły.
 

To wydarzyło się dwa lata temu, a teraz obleciał go strach ponieważ nie jestem pod żadną kontrolą. Myślę, że powinienem siedzieć w tym bardziej, ponieważ to jedyna rzecz na jaką zasługuję.

Trisha i Yaser zaczynają tracić nadzieję co do mnie, ale czy to nowość?

Oh. Fakt, że ostatniej nocy rozbiłem auto Yasera i uciekłem, prawdopodobnie spowodowało umieszczenie mnie na ciaśniejszej smyczy i jestem pod stałą kontrolą. Znalazł później tego chłopaka i to sprawiło, że znalazłem się w gównie.

Pierdolić wszystko.

Nie chcę być w tym pierdolonym miejscu.

Facet, który wygląda jak on, powinien siedzieć przed komputerem i dzwonić do gości, by zebrać ich wokół stołu.

Ale, nie czułem tego.

Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się, by odejść.

Szedłem w dół dużym korytarzem i w górę schodami. Nie wiedziałem dokąd idę, ale ten dom jest kurewsko duży.

Wypiłem resztę whisky i rozbiłem szklankę o podłogę; rozwalając ją na kawałeczki.

Otworzyłem jedne z drzwi i szczęśliwie znalazłem bibliotekę. Rozejrzałem się po pokoju, by znaleźć kolejne drzwi prowadzące w dół.

Odwróciłem się za siebie, zanim ruszyłem dalej, zszedłem w dół i po omacku wyszukałem włącznik światła.

Po włączeniu go, zdałem sobie sprawę, że znajduję się w winiarni, a moje oczy prawie wyszły mi z orbit.

Rozejrzałem się po wszystkich rodzajach.

Wszystkie odmiany, które zawierają alkohol są zabronione dla mojego ojca, mi natomiast smakują jak niebo.

Mój telefon zawibrował w kieszeni, wyciągnąłem go, kiedy usiadłem i rozwiązałem muszkę. Roztrzepałem włosy i przeczytałem wiadomość od Doniyi.

* Gdzie jesteś?! Mama i tata się martwią.

Do kurwy nędzy ludzie!

Nie zamierzałem odpowiedzieć. Powinni zacząć projektować nowe telefony, najlepiej takie, które wyłapią pierdolony sygnał tutaj z dołu.

Zdecydowałem się wrócić, zamknąłem drzwi i wyłączyłem światło przed wejściem z powrotem do biblioteki.

Zauważyłem biurko i od razu podszedłem bliżej, by sprawdzić czy w szufladzie znajdę coś, co mnie zainteresuje.

Papierosy.

Jestem tak cholernie zły, że zabrali je ode mnie.

Wyrządza to więcej szkody, niż pożytku.

Jedyną rzeczą jaką znalazłem były papierosy i zabrałem je przed powrotem do jadalni, gdzie byli wszyscy.

Przełknąłem, kiedy zorientowałem się, że wszyscy siedzą, a ja byłem jedynym, który stał.

Każdy pojedynczy wzrok skierowany był na mnie.

- Co?! - skrzywiłem się i zirytowany wzruszyłem ramionami, a wszyscy odwrócili się.

Yaser wskazał bym przyszedł i usiadł obok. Pierwszy raz posłuchałem go bez negowania.

- Gdzie byłeś?

- W winiarni. - wzruszyłem ramionami.

Jos spojrzał na mnie. Wywróciłem oczami. Dlaczego siedziałem obok tego dupka? 


- Dlaczego tam byłeś?!

- Ponieważ lubię alkohol. - spojrzałem na niego i wyjąłem tą głupią skałę z jego ręki. Z trudem złapał powietrze i starał się zabrać go z powrotem, ale odepchnąłem jego rękę.

- Dlaczego dbasz o tą głupią rzecz? - obróciłem kamieniem w ręku.

- Oddaj go. - rozkazał Yaser..

- Nie.


- To bardzo cenna skała. Warta około trzy miliony funtów. - poinformował mnie Jos z szokiem wymalowanym na jego twarzy.

Gapiłem się na niego. 


- Ta pieprzona skała? - zakpiłem.

- Zayn! - zagroził Yaser.

- Mógłbym wyjść na zewnątrz i podnieść skałę. Co jest specjalnego w tej pieprzonej rzeczy?!

- To księżycowa skała.

Zaśmiałem się. 


- To takie głupie. Jeśli wyrzucę go przez okno, będziesz płakał? Jesteś bardzo oddany dla głupiego kamienia księżycowego?

- Zayn. Oddaj mu ten księżycowy kamień.

Wywróciłem oczami i przekazałem głupi kamień w ręce Josa. Odwróciłem krzesło, by spojrzeć na Yasera.

- Dlaczego do kurwy wciąż tu jestem?! Wychodzę.

- Nie wychodzisz. - wymamrotał cicho.

- Właśnie, że wychodzę.

- Właśnie, że nie. Zostajesz tutaj.

Wywróciłem oczami, a Jos odszedł od stołu.

- Zachowuj się. - Yaser ostrzegł pokornie, a ja wywróciłem oczami i wziąłem od kelnera butelkę szampana.

- Właśnie to robię. - wysyczałem zirytowany.

Jos wrócił, ale zajął miejsce naprzeciwko mnie. A osobą zajmującą miejsce obok mnie jest ten wkurwiający dzieciak, któremu obiłem twarz parę nocy temu.

- Co ty tu robisz? - skrzywiłem się.

-To dom mojego ojca. - wymamrotał szybko.

- Twój ojciec to kutas.

Spojrzał na mnie. 


- Słyszałem, że byłeś adoptowany?

- Tak i co? - wzruszyłem ramionami poirytowany.

- Nie powinieneś być zaskoczony. Rodzina Malików jest szanowana. A ty jesteś nikim w porównaniu z nimi.

- Dlaczego mówisz mi rzeczy, o które nie dbam?! - nalałem sobie trochę szampana do kieliszka i wziąłem łyk z samej butelki.

- Ponieważ jesteś samolubnym dupkiem.

Niedbale wzruszyłem ramionami. 


- Powtórzy jeszcze raz, jak masz na imię? Napletek?

- Pieprz się.

- Sam się pieprz kreaturo.

Przewrócił oczami i utkwił wzrok na Trishy. 


- Twoja mama jest gorąca, tak swoją drogą.

Spojrzałem na niego. 


- Chyba kolejny raz chcesz dostać w tą swoją pieprzoną mordę, jeśli się nie zamkniesz.

Zaśmiał się niekontrolowanie, a ja popchnąłem go sprawiając, że opadł z powrotem na krzesło. Dla wsparcia się chwycił się obrusu powodując, że wszystko z niego spadło; sztućce, szklanki, talerze, butelki z winem, wylądowało na ziemi, ponieważ jego gruba dupa zahaczyła o najbardziej delikatną stronę.

W pokoju zapanowała kompletna cisza, a ja zaśmiałem się bardzo głośno, aż wszyscy z naszej strony wstali od stołu.

- To było zabawne. - zakpiłem.

- Zayn! - wtrącił się Yaser, a ja przewróciłem oczami i wstałem kopiąc rozbite szkło.

- Zobaczyłem na nim muchę.

Ten skurwiel wstał z zakłopotaniem na twarzy.


 - Jesteś pokraką!

- Tak, tak. - pomachałem mu na pożegnanie i zaśmiałem sam do siebie.

Skrzywił się, a ja zachichotałem, kiedy Jos wstał z miejsca.

- Proszę aby wszyscy zebrali się w salonie, póki nie zostanie to uprzątnięte.

Pokój powoli pustoszał, a Yaser potrząsnął głową.

- Chodź. - wymamrotał, gdy przechodził obok udając się do salonu.

Odwróciłem się do tego dupka, który wciąż był za stołem.

- Na co się kurwa gapisz dupku?! Właśnie zrujnowałeś obiad.

- To nie moja wina, że nie masz refleksu. - wzruszyłem niedbale ramionami. - Może, gdybyś trzymał swoją buźkę zamkniętą, nie musiałbym strzelić cię w ryj tamtej nocy. Słabeuszu.
 

Skrzywił się i próbował mi oddać, ale zrobiłem krok w bok i powaliłem go na ziemię.






***



- Yyyyy, Zayn.

Westchnąłem i spojrzałem w górę, by zobaczyć wchodzącą Victorię. Jej twarz była blada.

Na jej widok od razu usiadłem prosto.

- I jaki jest wynik?!

Przygryzła wargę, a ja stanąłem tak, by zmniejszyć dystans między nami.

- Yyy, jest pozytywny.

- Pozwól mi zobaczyć.

Spojrzała na to małe coś, a ja zamrugałem.

- Dwie kreski.

Westchnąłem z ulgą.

- Oh dzięki bogu! - uśmiechnąłem się i przyciągnąłem ją do siebie, by pocałować w policzek. Victoria wyglądała na zszokowaną, gdy owinąłem ramię w koło jej talii, żeby ją uściskać. - Jestem taki szczęśliwy. - wymruczałem.

- Ale jest pozytywny. - wyglądała na bardzo zdziwioną.

Odsunąłem ją od siebie i uśmiechnąłem się.

- Kochanie, to nie jest test ciążowy. Właśnie jajeczkujesz.

Wyglądała na bardzo rozczarowaną.

- Oh.

- To test na jajeczkowanie.

Victoria westchnęła ciężko, a ja uśmiechnąłem się.

- Nie jesteś w ciąży.

Podrapała się po głowie, nie była pewna co powinna powiedzieć.

- Wszystko w porządku?

- Tak, jestem tylko przytłoczona. - spojrzała w dół, a ja zamknąłem oczy.

- Przepraszam. Powinienem był ci powiedzieć zanim go wzięłaś.

Wymusiła uśmiech.

- Jest w porządku. W takim razie wyrzucę to.

Przyciągnąłem ją bliżej, gdy próbowała odejść i objąłem jej twarz.

- Pewnego dnia. - wyszeptałem uspokajająco. - Teraz, to nie jest odpowiedni czas.

Spojrzała w dół i próbowała się uśmiechnąć, zanim spojrzała na mnie tym nieobecnym wzrokiem.

- Wiem. Rozumiem.



***



- Uderz mnie jeszcze raz pierdolona cioto!

Zostawiłem moją gardę otwartą i w tym momencie jego cios dostał się do mojej szczęki, co doprowadziło mnie do większej furii.

Cios za ciosem, przyszpiliłem go do podłogi i nie byłem nawet pewien czy krew na moich pięściach jest z moich kostek czy z jego złamanego nosa.

Natychmiast zostałem odciągnięty przez dwóch postawnych mężczyzn, jednym z nich był Yaser, a ja szarpiąc się starałem się im wyrwać.

Wyciągnąłem ręce do Josa, po czym zauważyłem jego wystawiony, pierdolony palec na mnie.

- Wynoś się z mojego domu!

Uśmiechnąłem się. Pieprzcie się wszyscy. 


- Sam stąd wyjdę. - odepchnąłem ochroniarzy i wyszedłem z domu, ale zostałem zatrzymany przez Yasera.

- Czego ode mnie chcesz?! - zapytałem wkurzony.

- Zabiorę cię do domu. - wyciągnął kluczyki z kieszeni, a ja zabrałem je do niego.

- Mogę kurwa jechać sam. Nawet nie chciałem tu być, tak po pierwsze.

Odszedłem od niego jak najdalej bez oglądania się za siebie, by zobaczyć jego rozczarowanie na twarzy.

Moją pierwszą myślą było to, by pojechać do domu Emmy.

Ale ona jest na wakacjach, a ja jestem żądny dominacji.

Szukałem portfela Yasera. Pierdolony głupek zawsze zostawia go w aucie.

Gdy tylko go znalazłem udałem się jak zwykle do klubu BDSM.

Natalie przywitała mnie w drzwiach i ponieważ jestem tu jak zwykle, od razu zabrała mnie do mojej zabawki.

Odkluczyła drzwi i otworzyła je przede mną, gdy tylko wszedłem zobaczyłem Ally, była plecami do mnie.

- Alison. - Natalie zawołała ją. - Pan Zayn właśnie przybył.

Jej włosy kaskadami opadały w dół po jej plecach, idealnie by złapać je i pociągnąć kiedy znajduję się za nią. Mój kutas zaczął twardnieć, gdy wstała z łóżka i upadała przede mną na kolana.

- Pamiętasz zasady Zayn. Bez chorego gówna. Hasło bezpieczeństwa nadal obowiązuje. - Natalie przypomniała, a ja przytaknąłem kiwnięciem głowy, mój wzrok skupiony na Ally, która siedziała perfekcyjnie naga naprzeciw mnie.

Drzwi się zamknęły, a ja oblizałem usta.

- Tęskniłaś? - uśmiechnąłem się.

- Tak, panie. Gdzie byłeś?

-Byłem zajęty. Czas się zabawić.

Odpiąłem guziki mojej kurtki i zdjąłem ją.

- Spójrz na mnie.

Zrobiła to bez dyskusji. Jej oczy były wypełnione pożądaniem, ale momentalnie zmarszczyła brwi. 


- Panie, czy jesteś ranny?

Jej pytanie spowodowane było widokiem mojej zaplamionej od krwi koszuli i kostek.

- Nic mi nie jest pieszczochu. - wymruczałem cicho i podszedłem do ściany, na której znajdowały się baty. - Ale chcę  sprawdzić twoją intensywność.




***



Prawie bałem się wrócić do domu.

Rozważyłem zarezerwowanie sobie pokoju na noc,bo nie ufam nikomu w tym domu. Z tego co wiem, mogliby przejść przez mój pokój.

Kurwa nienawidzę tego.

Ally potrzebuje więcej opieki, niż chciałem dać.

Pewnie ją kurwa wystraszyłem, ale byłem wściekły. Muszę leczyć tą wściekłość siedzącą we mnie.

Biedna dziewczyna.

Zapłaciłem więcej niż zwykle i dostarczyła więcej zabawy, niż moje sadystyczne myśli mogły sobie wyobrazić.

Nie spotkałem wcześniej dziewczyny, która przyjęłaby aż taką chłostę. Dałem jej to.

Zaparkowałem auto na froncie i wszedłem do domu. Uświadomiłem sobie, że jest trzecia nad ranem i byłem kurewsko zirytowany widokiem Yasera stojącego na szczycie schodów.

- Gdzie byłeś?!

- Na zewnątrz. - przeszedłem korytarzem do kuchni. On szedł za mną, zmyłem krew z moich rąk.

- Obrażasz i zawstydzasz całą rodzinę, Zayn. - powiedział to tak, jakbym miał czuć się winny.

W tym momencie do kuchni weszła Trisha i wstrzymała oddech na widok krwi w zlewie.

- Mam już dość twoich powrotów we wczesnych godzinach rannych!

Podszedłem do komody i odsunąłem szufladę, by wyjąć ręcznik i osuszyć dłonie.

Przed rzuceniem go na ławkę, Yaser kontynuował swoje gówniane kazanie na temat tego, że nic mnie nie obchodzi. Wziąłem jabłko i szklankę soku pomarańczowego.

Yaser potrząsnął głową i spojrzał do tyłu na Trishę. 


- On nawet nie słucha.

Wymienili parę zdań, po czym zajął miejsce na stołku barowym.


- Skarbie, nie rozumiemy dlaczego zachowujesz się w ten sposób. Czy ty nas nienawidzisz? Czy zrobiliśmy coś źle?

Wywróciłem oczami.

- Porozmawiaj ze mną synu.

- Przestań nazywać mnie synem. - skrzywiłem się, a ona spojrzała na mnie z niepokojem.

- Powiedz nam co się dzieje? Ta bójka, wycieczki późną nocą, nie rozumiemy co zrobiliśmy źle. Czy to my?

Wyrzuciłem ogryzek do kosza, a ona nadal na mnie patrzyła.

Podeszła do mnie, a ja skrzywiłem się.

- Proszę. Jesteś jak tykająca bomba. Tak bardzo nieprzewidywalny. - wysunęła rękę w kierunku mojego policzka, złapałem jej nadgarstek powstrzymując ją przed dotknięciem mnie, spojrzała na mnie zszokowana.

- Nie dotykaj mnie! - ostrzegłem.

- Zabierz od niej ręce. - ostrzegł mnie Yaser.

Widocznie przełknęła ślinę, a strach był widoczny na jej twarzy. 


- Sprawiasz mi ból.

Zmarszczyłem czoło i powoli puściłem ją, odsunęła się ode mnie, a łzy zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu.

- Jesteś skłonny skrzywdzić własną matkę. - powiedział Yaser..

Uczucie, którego nie czułem nigdy wcześniej ciążyło mi w żołądku wywołując mdłości, ale odepchnąłem je.

Cokolwiek do kurwy to było, nie chcę czuć tego ponownie.

Szybko się otrząsnąłem, a ona znowu cofnęła się, wycierając łzy z policzka, skrzywiłem się.

Po raz kolejny to uczucie spalało mnie od środka, przełknąłem tworzącą się gulę.

- Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy kochanie. - powiedziała to słabym i niepewnym głosem

Nie lubię widzieć jej takiej jak teraz. To dziwne.

- Będę szczęśliwszy jeśli wyprowadzę się z tego domu. - powiedziałem surowo.

- Wynoś się w takim razie. - krzyknął Yaser. - Jeśli to jest to, czego chcesz Zayn, odejdź. Dziś wieczorem to był ostatni raz, gdy przyniosłeś wstyd tej rodzinie i to jest ostatni raz, gdy jesteś jej częścią.

Przełknąłem żółć jaka wytworzyła się w moim gardle.

- Rujnujesz naszą reputację, rujnujesz tą rodzinę. Musimy poświęcać całą uwagę dla ciebie i zero dla twoich sióstr. Jeśli to ma tak wyglądać, to wynoś się do cholery z mojego domu.

- Yaser, nie. On ma tylko 18 lat.

- Sam potrafię się sobą zająć. - wysyczałem zirytowany. - Wyniosę się rano.

- Nie. Zayn! Nie odchodź. Nie pozwolę ci odejść w ten sposób.

- Wychodzisz teraz. - dodał Yaser.

Wzruszyłem ramionami. 


- W porządku.

- Nie! - Trisha gapiła się na mnie i zastąpiła mi drogę. Przeniosłem na nią mój wzrok, gdy jej ramiona owinęły się wokół mojej talii, a ja skrzywiłem się. - Nie odchodź.

Ręce trzymałem dala od niej i przełknąłem tworzącą się gule, gdy zaczęła płakać, a jej łzy wsiąkały w moją koszulkę powodując narastanie żółci wewnątrz mnie.

To dziwne uczucie obezwładniło mnie i powoli owinąłem ramiona wokół niej, a cała sytuacja olśniła mnie.

Przytuliłem ją jeszcze bardziej, a ona nadal błagała mnie abym został.

- Nie odchodź synu. Nie odchodź. - cała drżała w moich ramiona, zamknąłem oczy. - Proszę zostań.

Nienawidzę tego uczucia.

Poczucie winy.


Czy to właśnie to, co teraz czuję?! Nigdy wcześniej tego nie odczuwałem. Czułem się tak, jakby ktoś uderzył mnie w żołądek, skręca mnie, a moje oczy stają się niewyraźne.

- Ja.. - nie mogłem wydusić z siebie słowa. Ale musiałem. - Przykro mi. - wyszeptałem. - Przepraszam za wszystko. Zrobię to dla ciebie, obiecuję.


Wyprostowałem się, moje policzki były zaskakująco mokre. Yaser odciągnął Trishę ode mnie.

- Zostań. - Znowu błagała, a ja potrząsnąłem głową.

- Musisz odejść. - powiedział pod nosem, a ja przytaknąłem.

- Muszę.

- Masz wiele do udowodnienia. - dodał, a ja spojrzałem w dół. - Dylan jest przez ciebie w szpitalu. Umieściłeś chłopaka w szpitalu. Umieściłeś syna mojego partnera biznesowego w szpitalu Zayn!




***


- Jestem trochę zdenerwowana tym spotkaniem z lekarzem. - wymamrotała Victoria, gdy ja śledziłem jak wchodziła.

Odchrząknąłem.

- To tylko antykoncepcja. To nic, czego nie robiłaś wcześniej.

- Wiem to. Ale, co złego jest w prezerwatywach?

Uniosłem brew, a ona zmarszczyła czoło.

- To nie tak, że to ja kazałam Waliyhii to zrobić. - zażartowała, mi natomiast nie było do śmiechu.

To co zrobiła Waliyha było głupie.

- Zabawne. - wymamrotałem siląc się na uśmiech, a ona w zamian wywróciła oczami. Wyrzuciła test do kosza i przeturlała się na łóżku.

Przygryzłem wargę. 

- Wciąż boli? - zapytałem.

Kiwnęła głową, a ja uśmiechnąłem się głupawo.

- To dobrze. - wpełzłem na nią i zostawiłem pocałunek na jej karku. - To przypomni ci w każdej sekundzie dnia, gdzie byłem.

Zachichotała pode mną, a ja sunąłem ręką w dół jej nóg by zaczepić je wokół moich pleców.

- Wyglądasz dobrze po tych wszystkich rzeczach jakie miały miej...

Pokręciłem głową. 

- Jutro. - nalegałem. - Ale teraz chcę kochać się z moją dziewczyną i zapomnieć o tym wszystkim, co się stało.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi. 

- Brzmi jak plan Panie Malik.

- Wszystko, by zająć czymś moje myśli. Moje perfekcyjne rozproszenie.

Zwłaszcza te odległe wspomnienia, które przywołałem w mojej pamięci.









_______________________________________________


Hejka!

Na samym początku chcę przeprosić za jakiekolwiek pomyłki przy odmianie imion, nie umiem tego robić :D

 
Zgodnie z zapowiedzią, blog zostaje zawieszony. Nikt mi nie będzie mówił co ja muszę, a czego nie, bo tłumaczenia podjęłam się z własnej nieprzymuszonej woli. W ustaleniach z Bambi miałyśmy zrobić 4 rozdziały i miała wrócić ona. Jak widać do tej pory nie wróciła, my zrobiłyśmy więcej niż zakładałyśmy, ale w takiej atmosferze nie zamierzamy poświęcać swojego wolnego czasu.
Drogi Anonimie, Tobie natomiast chcę powiedzieć, że mi nikt "dupy lizać" jak do tej pory nie musiał i nie musi, a ja na siłę nikogo uszczęśliwiać nie muszę i nie będę. Jak Ci nie pasuje stan obecny, czytaj po angielsku. Teraz wszystkie czytelniczki mogą "dziękować" jedynie Tobie za zaistniały stan rzeczy.
Pozdrawiam @Harrys_heart69

Ja ze swojej strony chciałabym podziękować za wszystkie wejścia na bloga (115,290! woah!),
wciąż jestem zdziwiona, że aż tyle Was tu było, no i oczywiście za wszystkie komentarze. Dziękuję ♥
 Tak jak wyżej napisała Harrys_heart69 blog zostaje zawieszony z przyczyn dobrze Wam znanych.
Teraz zostaje Wam czekać na Bambi..
Anyway, było miło.
 Ola x



A, i chciałam jeszcze coś dodać w związku z hejtami rzuconymi w stronę Harrys_heart69.. 
 Co jest złego w tym, że ktoś ma 20+ lat i lubi One Direction i wszystko z tym związane?
Wiek to tylko liczba, jak wszyscy dookoła powtarzają, więc z łaski swojej przestań pierdolić głupoty.
Nikt z Was nie zna jej tak dobrze jak ja, więc nie macie prawa jej oceniać, tak samo jak każdej innej osoby.
Mam nadzieję, że ten jakże odważny anonimek to przeczytał i zmądrzał.
 Dziękuję za uwagę. Cześć.